Najmilsza…
Kiedyś śniło mi się, że stoję na brzegu urwiska. Dookoła mnie była pustka, a w dole była mgła. Ziemia pod moimi bosymi stopami pękała. Wiesz o czym wtedy pomyślałem? Wiesz co usłyszałem? Zobaczyłem Twoją twarz. Twój łagodny uśmiech, który tak często był mi dedykowany. Tak dobrze znany mi śmiech, brzmiał w nicości. Wtedy zacząłem się bać. Nie upadku, lecz tego, że już Cię nie spotkam. Że nie zdążę Ci wyznać jak wiele dla mnie znaczysz. Porozmawiać. Wypowiedzieć tylu skrywanych w sercu myśli.
Zastanawiasz się pewnie, dlaczego robię to dopiero teraz. W momencie, gdy już jest na wszystko za późno. Mnie już nie ma i nie będzie. Pozostawiam Ci ten list. Może nawet czytając go, uronisz parę łez. Może wyjdziesz z domu w deszczowy poranek i w strugach wody mnie dojrzysz. Może będę słońcem, a może kałużą pod Twoimi stopami. Nie wiem czy mnie rozpoznasz i nie wiem czy będziesz mnie szukać, ale ja na pewno będę blisko. Nie opuszczę Cię.
Dlaczego nie napisałem wcześniej? Najpierw się bałem. Potem strach przerodził się w bezradność i rezygnację. Pisałem ten list milion razy, lecz nigdy go nie dokończyłem. Dlaczego tak trudno zrobić pierwszy krok? Dlaczego robię to, gdy już wszystko stracone? Błądzę w ciemnościach wspomnień, dotykam chwil sprzed lat, miesięcy, tygodni. Jak nigdy wcześniej, chciałbym zatrzymać czas, cofnąć się o parę chwil. Chciałbym zaryzykować, podejść, dotknąć Twojego policzka i powiedzieć te dwa proste słowa. Niesamowite, jak człowiek wiele chce, a jak mało robi, by to zdobyć.
Zawsze myślałem, że chciałbym umrzeć z miłości. A teraz, gdy leżę tu sam, wiem, że nie chcę umierać bez niej… bez Ciebie. Dlatego, tak bardzo chcę tu zostać. Nie mogę odejść w nieznane, kiedy Ciebie nie ma obok. Wyobraź sobie, że ulotność chwili, można policzyć w ilości uderzeń skrzydeł motyla. Mój motyl już przestaje lecieć… W zasadzie, kiedy czytasz ten list, on już nie leci.
Pewne rzeczy nigdy nie umierają… one cichną, znikają, ale nie umierają. Nie pozwól by umarł w Tobie mój ślad. Bo liczę, że gdzieś w Twym sercu on jest. Nie pozwól by zniknęły wspomnienia o mnie. Zatrzymaj mnie, jak najdłużej. Nie daj mi odejść, proszę.
Ten list miał być wyznaniem i pożegnaniem. Obiecałem sobie, że nic nie skreślę, nic nie zmienię. Za dużo już straciłem, teraz nie mam już nic. Nadszedł czas na to ostateczne rozstanie. To, którego się tak bałem. Wyobrażam sobie, że siedzisz obok mnie i trzymasz mnie za rękę. I myślę, jak można zakończyć coś co zostało urwane? To tak jakby powiedzieć „przeczytałem książkę”, będąc w przedostatnim rozdziale.
Czasem „jedna przeżyta chwila uczy nas więcej, aniżeli całe życie”. Ja to zrozumiałem. Zrozumiałem, jak ulotne jest życie. Odkładamy wszystko na później, licząc, że to później nadejdzie. A co, jeżeli jutra nie będzie? Niby absurdalna myśl, a tak naprawdę pokazuje, jak wiele tracimy przez strach, lenistwo, czy niezdecydowanie. Ja już nic nie naprawię. Ale proszę, niech ten list będzie Twoją chwilą. Pamiętaj, że życie nie jest wieczne i możesz żałować tak… jak ja.
Proszę Cię, nie płacz za długo. Śmiej się, ciesz, baw… kochaj. Tak jak ja kochałem.
I pamiętaj, że będę na Ciebie czekać.
Twój na zawsze